4 fantastyczne opowiadania pozwalające zrozumieć gatunek tekstu

4 fantastyczne opowiadania pozwalające zrozumieć gatunek tekstu
Patrick Gray

Opowieści fantastyczne to krótkie narracje, które wykraczają poza rzeczywistość, zawierają magiczne / nadprzyrodzone elementy, postacie lub wydarzenia i prowokują dziwność u czytelnika.

Chociaż nie ma zgodnej daty, literatura fantastyczna pojawiła się między końcem XIX wieku a początkiem XX wieku. Od tego czasu nabrała odrębnych cech i zarysów w niektórych częściach świata.

Na przykład w Ameryce Łacińskiej przejawiał się on głównie poprzez realizm magiczny, mieszając fantazję z życiem codziennym. Sprawdź poniżej cztery przykłady komentowanych opowieści fantastycznych:

  • Smoki - Murilo Rubião
  • Kto jest treścią - Italo Calvino
  • Sierpniowe nawiedzenia - Gabriel García Márquez
  • Kwiat, telefon, dziewczyna - Carlos Drummond de Andrade

Smoki - Murilo Rubião

Pierwsze smoki, które pojawiły się w mieście, bardzo ucierpiały z powodu zacofania naszych zwyczajów. Otrzymały słabe nauczanie, a ich formacja moralna została nieodwracalnie naruszona przez absurdalne argumenty, które pojawiły się wraz z ich przybyciem do tego miejsca.

Niewielu wiedziało, jak ich zrozumieć, a ogólna ignorancja oznaczała, że przed rozpoczęciem ich edukacji gubiliśmy się w sprzecznych założeniach dotyczących kraju i rasy, do której mogą należeć.

Początkowe kontrowersje wywołał wikariusz. Przekonany, że pomimo ich potulnego i łagodnego wyglądu, są niczym innym jak wysłannikami diabła, nie pozwolił mi ich edukować. Nakazał zamknąć je w starym domu, wcześniej egzorcyzmowanym, gdzie nikt nie mógł wejść. Kiedy żałował swojego błędu, polemika już się rozprzestrzeniła, a stary gramatyk zaprzeczył, że są smokami, "rzeczą, która nie jest w porządku".Czytelnik gazety, z mglistymi naukowymi ideami i średnim wykształceniem, mówił o przedpotopowych potworach. Ludzie błogosławili się, wspominając o bezgłowych mułach i wilkołakach.

Tylko dzieci, które ukradkiem bawiły się z naszymi gośćmi, wiedziały, że nowi towarzysze to zwykłe smoki. Nie zostały jednak wysłuchane. Zmęczenie i czas pokonały upór wielu. Nawet zachowując swoje przekonania, unikali poruszania tego tematu.

Wkrótce jednak wrócili do tematu. Pretekstem była sugestia, że smoki mogą być używane do ciągnięcia pojazdów. Pomysł brzmiał dobrze dla wszystkich, ale mieli gorzką niezgodę, gdy przyszło do dzielenia się zwierzętami. Liczba zwierząt była mniejsza niż liczba chętnych.

Chcąc zakończyć dyskusję, która narastała, nie osiągając żadnych praktycznych celów, kapłan wysunął tezę: smoki otrzymają imiona przy chrzcielnicy i zostaną nauczone czytać i pisać.

Do tego momentu działałem umiejętnie, unikając przyczyniania się do zaostrzania napięć. A jeśli w tym momencie brakowało mi spokoju i szacunku należnego dobremu proboszczowi, muszę winić panującą głupotę. Bardzo poirytowany, dałem upust swojemu niezadowoleniu:

- To są smoki! Nie potrzebują imion ani chrztu!

Wielebny, zakłopotany moją postawą, która nigdy nie była sprzeczna z decyzjami przyjętymi przez społeczność, był pokorny i zrezygnował z chrztu. Odwzajemniłem jego gest, rezygnując z żądania podania nazwisk.

Zobacz też: Książka O Bem-Amado, autor: Dias Gomes

Kiedy zabrano ich z miejsca porzucenia i przekazano mi do wychowania, zrozumiałem zakres mojej odpowiedzialności. Większość z nich zapadła na nieznane choroby, w wyniku czego kilku zmarło. Dwóch przeżyło, niestety najbardziej zepsutych. Bardziej utalentowani w sprycie niż ich bracia, uciekali z domu w nocy i szli do baru, aby się upić.Z biegiem miesięcy scena straciła na zabawności, a właściciel baru zaczął odmawiać im alkoholu. Aby zaspokoić swój nałóg, byli zmuszeni uciekać się do drobnych kradzieży.

Wierzyłem jednak w możliwość ich reedukacji i przezwyciężenia niewiary wszystkich w powodzenie mojej misji. Wykorzystałem moją przyjaźń z delegado, aby wyciągnąć ich z więzienia, gdzie trafiali z powtarzających się powodów: kradzieży, pijaństwa, nierządu.

Ponieważ nigdy nie uczyłem smoków, większość czasu spędziłem na wypytywaniu o ich przeszłość, rodzinę i metody nauczania stosowane w ich ojczyźnie. Z kolejnych przesłuchań, którym ich poddawałem, zebrałem niewiele materiału. Ponieważ przybyli do naszego miasta w młodym wieku, wszystko pamiętali mgliście, łącznie ze śmiercią matki, która spadła z klifu wkrótce po wejściu na pierwszą górę.Aby utrudnić mi zadanie, słabą pamięć moich uczniów potęgował ich ciągły zły humor, będący wynikiem nieprzespanych nocy i alkoholowych kaców.

Zobacz też: Film Czarny łabędź: podsumowanie, wyjaśnienie i analiza

Ciągłe nauczanie i brak dzieci przyczyniły się do tego, że udzielałem im ojcowskiej pomocy. W ten sam sposób pewna szczerość, która płynęła z ich oczu, zmusiła mnie do przeoczenia błędów, których nie wybaczyłbym innym uczniom.

Odorico, najstarszy ze smoków, przysporzył mi najwięcej kłopotów. Był katastrofalnie miły i psotny, wpadał w złość na widok spódnic. Z ich powodu, a głównie z powodu wrodzonego włóczęgostwa, uciekał ze szkoły. Kobiety uważały, że jest zabawny, a jedna z nich, zakochana, opuściła męża, by z nim zamieszkać.

Zrobiłem wszystko, co mogłem, aby zniszczyć grzeszne połączenie i nie mogłem ich rozdzielić. Stanęli przede mną z głuchym, nieprzeniknionym oporem. Moje słowa straciły sens po drodze: Odorico uśmiechnął się do Raquel, a Raquel, uspokojona, odchyliła się do tyłu nad praniem, które prała.

Wkrótce potem znaleziono ją płaczącą obok ciała kochanka. Przypisywano jej śmierć przypadkowemu postrzeleniu, prawdopodobnie przez myśliwego ze złym celowaniem. Wyraz twarzy jej męża przeczył tej wersji.

Wraz ze zniknięciem Odorico, moja żona i ja przenieśliśmy nasze uczucia na ostatniego ze smoków. Zaangażowaliśmy się w jego powrót do zdrowia i udało nam się, z pewnym wysiłkiem, trzymać go z dala od alkoholu. Żaden syn nie byłby w stanie tak bardzo zrekompensować tego, co osiągnęliśmy dzięki miłującej wytrwałości.Po obiedzie zostawaliśmy na werandzie i patrzyliśmy, jak bawi się z dziećmi z sąsiedztwa. Nosiła je na plecach i robiła salta.

Wracając pewnego wieczoru z comiesięcznego spotkania z rodzicami uczniów, zastałem moją żonę zmartwioną: John właśnie zwymiotował ogniem. Również zaniepokojony, zrozumiałem, że osiągnął pełnoletność.

Fakt ten, daleki od wzbudzania strachu, sprawił, że sympatia, jaką cieszył się wśród dziewcząt i chłopców w tym miejscu, wzrosła. Ale teraz nie pozostawał długo w domu. Otaczały go szczęśliwe grupy, domagające się, aby je podpalił. Podziw niektórych, prezenty i zaproszenia innych, pobudzały jego próżność. Żadna impreza nie była udana bez jego obecności. Nawet ksiądz nie zrezygnował z jego obecności nastragany patrona miasta.

Trzy miesiące przed wielką powodzią, która zdewastowała miasto, cyrk małych koni poruszył miasto, olśniewając nas odważnymi akrobatami, zabawnymi klaunami, wytresowanymi lwami i człowiekiem, który połknął rozżarzone węgle. Podczas jednego z ostatnich pokazów iluzjonisty niektórzy młodzi ludzie przerwali pokaz okrzykami i rytmicznym klaskaniem:

- Mamy coś lepszego! Mamy coś lepszego!

Myśląc, że to żart z chłopaków, spiker przyjął wyzwanie:

- Niech nadejdzie ta lepsza rzecz!

Pod wpływem rozczarowania pracowników firmy i aplauzu widzów, João zszedł na arenę i wykonał swój zwyczajowy wyczyn rzucania ogniem.

Następnego dnia otrzymał kilka propozycji pracy w cyrku, ale odmówił, ponieważ trudno byłoby zastąpić prestiż, jakim cieszył się w mieście. Pielęgnował także zamiar zostania burmistrzem.

Tak się nie stało. Kilka dni po odejściu szczudlarzy John uciekł.

Mówili, że zakochał się w jednej z artystek na trapezie, która została specjalnie wyznaczona do uwiedzenia go; że zaczął grać w karty i ponownie zaczął pić.

Bez względu na powód, od tego czasu wiele smoków przeszło przez nasze drogi. I bez względu na to, jak bardzo moi uczniowie i ja, wysłani przy wejściu do miasta, nalegamy, aby pozostały wśród nas, nie otrzymujemy odpowiedzi. Tworząc długie kolejki, udają się w inne miejsca, obojętne na nasze błagania.

Obra Completa, São Paulo: Companhia das Letras, 2010

Uważany za największego krajowego przedstawiciela literatury fantastycznej, Murilo Rubião (1916-1991) był pisarzem i dziennikarzem z Minas Gerais, który rozpoczął swoją karierę w 1947 roku od pracy Były magik .

Opowieść, którą prezentujemy powyżej, jest jedną z najsłynniejszych w dorobku autora, w której wykorzystuje on smoki do przedstawiać i krytykować społeczeństwo Chociaż bohaterami są mitologiczne stworzenia, narracja dotyczy relacji międzyludzkich i sposobu, w jaki są one zepsute.

Początkowo smoki były dyskryminowane ze względu na swoją odmienność i zmuszane do zachowywania się tak, jakby były istotami ludzkimi. Następnie cierpiały z powodu skutków wykluczenia i wiele z nich nie przetrwało.

Kiedy zamieszkali z nami, zaczęli zakochiwać się w pułapki stworzone przez ludzkość Dla siebie: picie, hazard, sława, pogoń za fortuną itp. Od tego momentu postanowili nie mieszać się więcej z naszą cywilizacją, świadomi niebezpieczeństw, jakie kryje.

Kto jest treścią - Italo Calvino

Był taki kraj, w którym wszystko było zakazane.

Ponieważ jedyną rzeczą, która nie była zakazana, była gra w bilard, poddani zbierali się na niektórych polach za wioską i tam, grając w bilard, spędzali dni. A ponieważ zakazy pojawiały się stopniowo, zawsze z uzasadnionych powodów, nie było nikogo, kto mógłby narzekać lub kto nie wiedziałby, jak się dostosować.

Lata mijały. Pewnego dnia konstable zobaczyli, że nie ma już powodu, aby wszystko było zabronione i wysłali posłańców, aby ostrzegli poddanych, że mogą robić, co chcą. Posłańcy udali się do miejsc, w których gromadzili się poddani.

- Wiedz - ogłosili - że nic innego nie jest zabronione. Kontynuowali grę w bilard.

- Rozumiesz?" - nalegali posłańcy.

- Możesz robić, co chcesz.

- Bardzo dobrze - odpowiedzieli badani.

- Gramy w bilard.

Posłańcy starali się przypomnieć im, jak wiele jest pięknych i pożytecznych zajęć, którym poświęcali się w przeszłości i którym mogą poświęcić się teraz. Ale oni nie zwracali na to uwagi i kontynuowali grę, jeden takt za drugim, nawet nie biorąc oddechu.

Widząc, że ich wysiłki spełzły na niczym, posłańcy poszli powiadomić konstabli.

- Ani jednego, ani dwóch - powiedzieli konstable.

- Zakażmy gry w bilard.

Wtedy ludzie zrobili rewolucję i zabili ich wszystkich. Następnie, nie tracąc czasu, wrócił do gry w bilard.

A General in the Library; tłumaczenie Rosa Freire d'Aguiar, São Paulo: Companhia das Letras, 2010.

Italo Calvino (1923-1985) był znanym włoskim pisarzem, uznawanym za jednego z najwybitniejszych twórców literatury XX wieku. Jego kariera była również naznaczona zaangażowaniem politycznym i walką z faszystowskimi ideologiami podczas II wojny światowej.

W wybranym przez nas opowiadaniu można zidentyfikować ważną cechę literatury fantastycznej: możliwość tworzyć alegorie Innymi słowy, przedstawienie pozornie absurdalnej fabuły w celu skrytykowania czegoś, co jest obecne w naszej rzeczywistości.

Poprzez fikcyjny kraj, z arbitralnymi zasadami, autor znajduje sposób, aby opowiedzieć o autorytaryzm tamtych czasów Należy pamiętać, że Włochy doświadczyły faszyzmu "na własnej skórze" podczas reżimu Mussoliniego w latach 1922-1943.

W tym miejscu ludność była tak represjonowana, że nawet ich pragnienia były uwarunkowane przez rządzącą władzę. Nie znali innych zajęć, więc chcieli po prostu grać w bilard, jak zawsze. Tym samym tekst niesie ze sobą silny ładunek społeczno-polityczny, odzwierciedlając ludzi, którzy nie jest przyzwyczajony do wolności .

Sierpniowe nawiedzenia - Gabriel García Márquez

Do Arezzo dotarliśmy tuż przed południem i zmarnowaliśmy ponad dwie godziny na poszukiwanie renesansowego zamku, który wenezuelski pisarz Miguel Otero Silva kupił w tym idyllicznym zakątku toskańskiej równiny. Była to gorąca, gwarna niedziela na początku sierpnia i nie było łatwo znaleźć kogoś, kto coś wiedział na zatłoczonych turystami ulicach.

Po wielu daremnych próbach wróciliśmy do samochodu, opuściliśmy miasto cyprysową ścieżką bez znaków drogowych, a stara pasterka gęsi wskazała nam dokładnie, gdzie znajduje się zamek. Przed pożegnaniem zapytała nas, czy myślimy o spaniu tam, a my odpowiedzieliśmy, ponieważ tak właśnie planowaliśmy, że zamierzamy tylko zjeść lunch.

- Dobrze się składa", powiedziała, "bo dom jest nawiedzony". Moja żona i ja, którzy nie wierzymy w południowe zjawy, wyśmialiśmy jej łatwowierność. Ale dwójka naszych dzieci, w wieku dziewięciu i siedmiu lat, była zachwycona pomysłem osobistego spotkania z duchem.

Miguel Otero Silva, który oprócz tego, że był dobrym pisarzem, był wspaniałym gospodarzem i wyrafinowanym żarłokiem, czekał na nas z obiadem, którego nigdy nie zapomnimy. Ponieważ było późno, nie mieliśmy czasu, aby zobaczyć wnętrze zamku, zanim usiedliśmy przy stole, ale nie było nic strasznego w jego wyglądzie z zewnątrz, a wszelkie obawy zostały rozwiane przez pełny widok na miasto widziane z kwiecistego tarasu, na którym znajdował się zamek.zjedliśmy lunch.

Trudno było uwierzyć, że tak wielu ludzi o nieprzemijającym geniuszu urodziło się na tym wzgórzu wznoszących się domów, gdzie ledwo mieściło się dziewięćdziesiąt tysięcy ludzi, a jednak Miguel Otero Silva powiedział nam ze swoim karaibskim humorem, że żaden z nich nie był najwybitniejszym z Arezzo.

- Największym - powiedział - był Ludovico.

Tak więc, bez nazwiska: Ludovico, wielki pan sztuki i wojny, który zbudował ten zamek swojej hańby i o którym Miguel Otero mówił nam przez cały lunch. Opowiedział nam o swojej ogromnej mocy, o udaremnionej miłości i o swojej niesamowitej śmierci. Opowiedział nam, jak to było, że w chwili szaleństwa serca dźgnął swoją damę w łóżku, w którym właśnie się kochali, a potemZapewnił nas bardzo poważnie, że od północy widmo Ludovica błąkało się po domu w ciemności, próbując znaleźć spokój w swoim czyśćcu miłości.

W rzeczywistości zamek był ogromny i ponury.

Ale w biały dzień, z pełnym żołądkiem i radosnym sercem, relacja Miguela może wydawać się tylko kolejnym z jego wielu żartów, które zabawiają jego gości. 82 pokoje, po których przechadzaliśmy się bez zdumienia po sjeście, przeszły różnego rodzaju zmiany dzięki ich kolejnym właścicielom. Miguel całkowicie odrestaurował pierwsze piętro i zbudował sobie nowoczesny akademikDrugie piętro, które było najczęściej używane na przestrzeni wieków, było ciągiem pokoi bez żadnej osobowości, z meblami z różnych epok pozostawionymi samym sobie. Ale na najwyższym piętrze znajdował się nienaruszony pokój, przez który czas zapomniał przejść. Był toDormitorium Ludovica.

To była magiczna chwila. Było tam łóżko z zasłonami haftowanymi złotymi nićmi i narzutami z lamówek, wciąż pomarszczonymi przez zaschniętą krew złożonej w ofierze kochanki. Był tam kominek ze schłodzonym popiołem i ostatnią kłodą drewna zamienioną w kamień, kredens z dobrze wyszczotkowaną bronią i olejny portret zamyślonego dżentelmena w złotej ramie, namalowany przez kogoś zJednak to, co uderzyło mnie najbardziej, to zapach świeżych truskawek, który pozostawał w atmosferze dormitorium bez żadnego wytłumaczenia.

Letnie dni w Toskanii są długie i oszczędne, a horyzont pozostaje na swoim miejscu aż do dziewiątej wieczorem. Kiedy skończyliśmy zwiedzać zamek, była już piąta po południu, ale Miguel nalegał, aby zabrać nas na freski Piero della Francesca w kościele San Francesco, potem wypiliśmy kawę i dużo rozmawialiśmy pod pergolami na placu, a kiedy wróciliśmy, aby odebrać samochód, Miguel powiedział nam, że nie ma czasu.W walizkach znaleźliśmy nakryty stół, więc zostaliśmy na kolację.

Kiedy jedliśmy kolację, pod fioletowym niebem z tylko jedną gwiazdą, dzieci zapaliły latarki w kuchni i poszły zbadać ciemność na wyższych piętrach. Od stołu słyszeliśmy ich galop zabłąkanych koni na schodach, skomlenie drzwi, radosne okrzyki wzywające Ludovica w ciemnych pokojach. To był ich zły pomysł, aby zostać spać. Miguel Otero Silva wspierał ich.i nie mieliśmy cywilnej odwagi, by powiedzieć "nie".

Wbrew temu, czego się obawiałem, spaliśmy bardzo dobrze, moja żona i ja w pokoju wieloosobowym na parterze, a moje dzieci w sąsiednim pokoju. Oba zostały zmodernizowane i wcale nie były ponure.

Próbując zasnąć, liczyłem dwanaście bezsennych kurantów zegara wahadłowego w salonie i przypominałem sobie przerażające ostrzeżenie pasterki gęsi. Ale byliśmy tak zmęczeni, że wkrótce zasnęliśmy gęstym i nieprzerwanym snem, a ja obudziłem się po siódmej ze wspaniałym słońcem między winoroślami okna. Obok mnie moja żona żeglowała po przyjemnym morzu niewinności. "Co za nonsens", powiedziałem do siebieDopiero wtedy zadrżałem na zapach świeżo ściętych truskawek i zobaczyłem kominek z zimnym popiołem i ostatnim drewnem zamienionym w kamień oraz portret smutnego dżentelmena, który patrzył na nas przez trzy wieki zza złotej ramy.

Nie znajdowaliśmy się bowiem w alkowie na parterze, gdzie leżeliśmy poprzedniej nocy, ale w dormitorium Ludovica, pod baldachimem, zakurzonymi zasłonami i wciąż ciepłą, przesiąkniętą krwią pościelą jego przeklętego łóżka.

Dwanaście opowieści pielgrzyma; przetłumaczone przez Erica Nepomuceno. rio de Janeiro: record, 2019

Niemal niemożliwe jest mówienie o fantastyce bez wspomnienia Gabriela Garcíi Márqueza (1927 - 2014). Słynny kolumbijski pisarz, aktywista i dziennikarz otrzymał literacką Nagrodę Nobla w 1982 roku i nadal jest uważany za jednego z najlepszych wszechczasów.

Główny przedstawiciel latynoamerykańskiego realizmu fantastycznego pamiętany jest przede wszystkim z powieści Sto lat samotności (1967), ale opublikował również kilka opowiadań. W powyższej narracji, on obala oczekiwania czytelników aż do ostatniego zdania.

Korzystanie z elementy nadprzyrodzone Fabuła opisuje zamek z tragiczną przeszłością, a my stopniowo tracimy wiarę w to, że coś fantastycznego może wydarzyć się w tym miejscu, przerobionym w nowoczesny i niezagrażający sposób.

Jednak ostatni akapit jest następujący burzenie sceptycyzmu bohatera, który zostaje skonfrontowany z istnieniem niematerialnego świata, którego nie potrafi wyjaśnić.

Mimo że on i jego żona budzą się bezpiecznie, pokój powraca do poprzedniego wyglądu, pokazując, że niektóre rzeczy mogą pokonać rozum.

Kwiat, telefon, dziewczyna - Carlos Drummond de Andrade

Nie, to nie jest historia. Jestem po prostu facetem, który czasami słucha, czasami nie słucha i przechodzi dalej. Tego dnia słuchałem, z pewnością dlatego, że to przyjaciel mówił, a słodko jest słuchać przyjaciół, nawet gdy nie mówią, ponieważ przyjaciel ma dar rozumienia siebie nawet bez znaków. Nawet bez oczu.

Czy rozmawiały o cmentarzach? Telefonach? Nie pamiętam. W każdym razie przyjaciółka - cóż, teraz pamiętam, że rozmowa była o kwiatach - nagle spoważniała, jej głos nieco osłabł.

- Znam przypadek kwiatu, który jest taki smutny!

I uśmiechnięty:

- Ale nie uwierzysz, przysięgam.

Kto wie? Wszystko zależy od osoby, która to opowiada, a także od sposobu opowiadania. Są dni, kiedy to nawet nie zależy od tego: jesteśmy opętani powszechną łatwowiernością. A potem, co najwyżej, przyjaciel potwierdził, że historia była prawdziwa.

- To była dziewczyna, która mieszkała przy Rua General Polidoro - zaczęła. Niedaleko cmentarza São João Batista. Wiesz, jeśli tam mieszkasz, czy ci się to podoba, czy nie, musisz być świadomy śmierci. Pochówki odbywają się cały czas i w końcu zaczynasz się tym interesować. Nie jest to tak ekscytujące jak statki, wesela czy królewski powóz, ale zawsze warto się temu przyjrzeć. Dziewczyna, naturalnie, lubiła patrzeć na śmierć.A jeśli miała być smutna przed tyloma ciałami na paradzie, musiała być dobrze ubrana.

Jeśli pochówek był naprawdę ważny, na przykład biskupa czy generała, dziewczyna zostawała przy bramie cmentarza, żeby zerknąć. Zauważyliście kiedyś, jak korona robi na nas wrażenie? Za duże. I jeszcze ta ciekawość, żeby przeczytać, co jest na niej napisane. Smutna śmierć to ta, która przychodzi bez kwiatów - z powodu dyspozycji rodziny, braku środków, czegokolwiek. Wieńce nie dodają prestiżu.Czasami nawet wchodziła na cmentarz i towarzyszyła procesji do miejsca pochówku. W ten sposób musiała nabrać nawyku spacerowania w środku. Mój Boże, tyle miejsc do spacerowania w Rio! A dla dziewczyny, kiedy była najbardziej zajęta, wystarczyło pojechać tramwajem na plażę, wysiąść w Mourisco i oprzeć się na szynie. Tam było morzeMorze, wycieczki, wyspy koralowe, wszystko za darmo. Ale z lenistwa, ciekawości pochówków, nie wiem dlaczego, postanowiłem przejść się po São João Batista, kontemplując grób. Biedactwo!

- We wnętrzach nie jest to rzadkością...

- Ale dziewczyna pochodziła z Botafogo.

- Czy ona pracowała?

- W domu. Nie przerywaj mi. Nie poprosisz mnie o metrykę dziewczyny, ani o jej rysopis. Dla sprawy, o której ci opowiadam, nie ma to znaczenia. Pewne jest to, że popołudniami przechadzałem się - a raczej "sunąłem" po białych alejkach cmentarza, pogrążony w schizmie. Patrzyłem na napis, albo nie patrzyłem, odkrywałem figurę anioła, złamaną kolumnę, orła, porównywałem groby.Obliczała wiek zmarłych, rozważała portrety na medalionach - tak, to właśnie musiała tam robić, bo cóż innego mogłaby robić? Być może nawet wspięła się na wzgórze, gdzie znajduje się nowa część cmentarza i skromniejsze groby. I to właśnie tam, pewnego popołudnia, zerwała kwiat.

- Jaki kwiat?

- Jakikolwiek kwiat. Stokrotka, na przykład, albo goździk. Dla mnie to była stokrotka, ale to było tylko przeczucie, nigdy się nie upewniłem. Zerwał go tym niejasnym, mechanicznym gestem, który mamy przed łodygą kwiatu. Zrywa go, trzyma przy nosie - nie ma zapachu, jak podświadomie się spodziewaliśmy - potem zgniata kwiat, rzuca go w kąt. Nie myślimy już o tym.

To, czy dziewczyna rzuciła stokrotkę na ziemię cmentarza, czy na ulicę, kiedy wróciła do domu, również pomijam. Sama później próbowała wyjaśnić tę kwestię, ale nie była w stanie. Pewne jest to, że już wróciła, była w domu bardzo cicho przez kilka minut, kiedy zadzwonił telefon, odebrała.

- Alooo...

- Gdzie jest kwiat, który zabrałeś z mojego grobu?

Głos był odległy, wstrzymany, głuchy, ale dziewczyna roześmiała się, na wpół nie rozumiejąc:

- Co?

Rozłączył się, wrócił do swojego pokoju, do swoich obowiązków. Pięć minut później telefon znów dzwonił.

- Witam.

- Gdzie jest kwiat, który zabrałeś z mojego grobu?

Pięć minut wystarczy nawet najbardziej pozbawionej wyobraźni osobie, by utrzymać dowcip. Dziewczyna zaśmiała się ponownie, ale była przygotowana.

- Jest u mnie, chodź i odbierz.

Głos odpowiedział tym samym powolnym, surowym i smutnym tonem:

- Chcę kwiatek, który mi ukradłeś. Daj mi mój mały kwiatek.

To był mężczyzna, kobieta? tak odległy, głos dał się zrozumieć, ale nie mógł się zidentyfikować. Dziewczyna zgodziła się na rozmowę:

- Chodź i odbierz, mówię ci.

- Dobrze wiesz, że nie mogę niczego przynieść, moje dziecko. Chcę mój kwiat, masz obowiązek go zwrócić.

- Ale kto tam mówi?

- Daj mi mój kwiat, błagam cię.

- Podaj nazwę, inaczej ci jej nie dam.

- Daj mi mój kwiat, ty go nie potrzebujesz, a ja tak, chcę mój kwiat, który narodził się w moim grobie.

Żart był głupi, nic się nie zmieniło, a dziewczyna, która wkrótce zachorowała, rozłączyła się. Tego dnia nie było nic więcej.

W tym samym czasie zadzwonił telefon. Dziewczyna, niewinna, poszła go odebrać.

- Cześć!

- Niech kwiat...

Zirytowana odłożyła telefon z powrotem na widełki. Co to za żart! Zirytowana wróciła do szycia. Wkrótce dzwonek zadzwonił ponownie, a jęczący głos znów się odezwał:

- Obróć talerz, już się przykleił.

- Musisz zająć się moim kwiatem, odpowiedział narzekający głos. Dlaczego poszedłeś i dotknąłeś mojego grobu? Masz wszystko na świecie, ja, biedny ja, jestem już skończony. Naprawdę tęsknię za tym kwiatem.

- Ten jest słaby. Nie znasz innego?

Wzięła ze sobą myśl o tym kwiatku, a raczej myśl o tej głupiej osobie, która widziała, jak zrywa kwiatek na cmentarzu, a teraz nachodzi ją przez telefon. Kto to mógł być? Nie przypominała sobie, żeby widziała jakąkolwiek znajomą osobę, była rozproszona przez naturę. Nie byłoby łatwo dojść do tego po głosie. Z pewnością był to zamaskowany głos, ale był tak dobrze zamaskowany, że nie byłoby to łatwe.Dziwny, zimny głos. I dochodził z daleka, jak rozmowa międzymiastowa. Wydawał się dochodzić z jeszcze większej odległości... Widać, że dziewczyna zaczęła się bać.

- Ja również.

- Nie wygłupiaj się, faktem jest, że tej nocy ciężko było jej zasnąć. I od tego momentu nie spała już wcale. Telefoniczna gonitwa trwała i trwała, zawsze o tej samej porze i w tym samym tonie. Głos nie groził, nie zwiększał głośności: błagał. Wydawało się, że kwiatowy diabeł jest dla niej najcenniejszą rzeczą na świecie, a jej wieczny spokój - zakładając, że to martwa osoba - stał się dla niej najcenniejszy.Ale przyznanie się do czegoś takiego byłoby absurdem, a dziewczyna nie chciała się dąsać. Piątego czy szóstego dnia wysłuchała stanowczo śpiewu głosu, a potem dała mu ostry klaps. Powiedziała sobie: "Idź i wypoleruj wołu. Przestań być imbecylem (dobre słowo, bo pasowało do obu płci). A jeśli głos nie zamilknie, podejmie działania.

Następnym krokiem było powiadomienie brata, a następnie ojca (interwencja matki nie wstrząsnęła głosem). Przez telefon ojciec i brat wypowiedzieli ostatnie słowa do błagającego głosu. Byli przekonani, że to jakiś absolutnie nieśmieszny żartowniś, ale ciekawe było to, że kiedy mówili o nim, mówili "głos".

- Czy głos dzwonił dzisiaj? zapytał ojciec, przybywając z miasta.

- Daj spokój, to nieomylne - westchnęła matka, przygnębiona.

Trzeba było użyć mózgu, przeprowadzić śledztwo, dowiedzieć się czegoś o okolicy, mieć oko na publiczne telefony. Ojciec i syn podzielili zadania między siebie. Zaczęli odwiedzać domy handlowe, najbliższe kawiarnie, kwiaciarnie, sprzedawców marmuru. Jeśli ktoś przychodził i prosił o pozwolenie na skorzystanie z telefonu, ucho szpiega wyostrzało się. Ale nikt nie narzekał na kwiat.A potem była sieć prywatnych telefonów. Jeden w każdym mieszkaniu, dziesięć, dwanaście w tym samym budynku. Jak się dowiedzieć?

Chłopak zaczął dzwonić do wszystkich telefonów na ulicy Generała Polidoro, potem do wszystkich telefonów na innych bocznych ulicach, potem do wszystkich telefonów na linii dwukierunkowej... Wybrał numer, usłyszał "halo", sprawdził głos - to nie był głos - i rozłączył się. Bezużyteczna praca, ponieważ osoba z głosem musiała być w pobliżu - czas opuścić cmentarz i zadzwonić do dziewczyny - a dobrze ukryta była ona, która tylko się przedstawiła.To pytanie godziny zainspirowało również rodzinę do podjęcia pewnych kroków, ale bezskutecznie.

Oczywiście dziewczyna przestała odbierać telefon, nie rozmawiała już nawet ze swoimi przyjaciółmi. Potem "głos", który nie przestawał pytać, czy ktoś inny był przy telefonie, nie mówił "czy możesz mi dać mój kwiatek", ale "chcę mój kwiatek", "kto ukradł mój kwiatek, musi go oddać" itp. Dialog z tymi ludźmi "głos" nie prowadził. Jego rozmowa była z dziewczyną. A "głos" nie udzielał żadnych wyjaśnień.

Rodzina nie chciała żadnego skandalu, ale musiała złożyć skargę na policji. Albo policja była zbyt zajęta aresztowaniem komunistów, albo śledztwa telefoniczne nie były ich specjalnością - faktem jest, że nic nie znaleziono. Ojciec popędził więc do firmy telefonicznej. Spotkał go bardzo przyjazny pan, który podrapał się po brodzie, nawiązał doczynniki techniczne...

- Ale to jest spokój domu, o który przyszedłem prosić! To jest spokój mojej córki, mojego domu. Czy będę zmuszony pozbawić się telefonu?

- Nie rób tego, mój drogi panie. To byłoby szaleństwo. Wtedy nie mógłbyś się niczego dowiedzieć. W dzisiejszych czasach nie da się żyć bez telefonu, radia i lodówki. Dam ci przyjacielską radę. Wróć do swojego domu, uspokój rodzinę i czekaj na to, co się stanie. Zrobimy, co w naszej mocy.

Cóż, widać, że na nic się to zdało.Głos wciąż błagał o kwiatek.Dziewczyna straciła apetyt i odwagę.Była blada, bez odwagi, by wyjść na ulicę czy do pracy.Kto powiedział, że chce już oglądać mijane pogrzeby.Czuła się nieszczęśliwa, zniewolona głosem, kwiatkiem, mglistym zmarłym, którego nawet nie znała.Ponieważ - powiedziałem, że była roztargniona - nie pamiętała nawet grobuGdzie zerwał ten cholerny kwiat. Gdybym tylko wiedział...

Brat wrócił z São João Batista, mówiąc, że po stronie, po której dziewczyna spacerowała tego popołudnia, znajduje się pięć grobów.

Matka nic nie powiedziała, zeszła na dół, poszła do pobliskiej kwiaciarni, kupiła pięć kolosalnych bukietów, przeszła przez ulicę jak przez żywy ogród i obficie oblała nimi pięć owiec. Wróciła do domu i czekała na nieznośną godzinę. Serce podpowiadało jej, że ten przebłagalny gest ukoi smutek pochowanych - skoro umarli cierpią, to i żywi cierpiąpodany, aby ich pocieszyć, po tym jak ich dotknął.

Ale "głos" nie dał się pocieszyć ani przekupić. Żaden inny kwiat jej nie odpowiadał oprócz tego jednego, małego, zmiętego, zapomnianego, który został pozostawiony w kurzu i już nie istniał. Inne pochodziły z innej krainy, nie wyrosły z jej łajna - głos tego nie powiedział, to było tak, jakby to powiedział. I matka zrezygnowała z nowych ofiar, które już były jej celem. Kwiaty, masy, jaki był z tego pożytek?

Ojciec zagrał ostatnią kartą: spirytyzmem. Znalazł bardzo silne medium, któremu obszernie wyjaśnił swoją sprawę i poprosił go o nawiązanie kontaktu z pozbawioną duszy duszą swojego kwiatu. Uczestniczył w niezliczonych seansach i wielka była jego wiara w nagłe wypadki, ale nadprzyrodzone moce odmówiły współpracy lub same były bezsilne, te moce, gdy ktoś chce czegoś od swojego ostatniego włókna igłos kontynuował, głuchy, nieszczęśliwy, metodyczny.

Jeśli rzeczywiście pochodziło od żywych (jak rodzina czasami wciąż przypuszczała, choć z każdym dniem coraz bardziej trzymali się przygnębiającego wyjaśnienia, którym był brak jakiegokolwiek logicznego wytłumaczenia), byłoby to od kogoś, kto stracił wszelkie pojęcie o miłosierdziu; a jeśli od zmarłych, jak osądzić, jak pokonać zmarłych? W każdym razie w apelu był wilgotny smutek, takie nieszczęście, że sprawiło, żeZapomnij o jego okrutnym znaczeniu i zastanów się: nawet zło może być smutne. Nie można było zrozumieć więcej niż to. Ktoś nieustannie prosi o pewien kwiat, a ten kwiat już nie istnieje, aby mu go dać. Czy nie uważasz, że jest to całkowicie beznadziejne?

- Ale co z dziewczyną?

- Carlos, ostrzegałem cię, że moja sprawa z kwiatami była bardzo smutna. Dziewczyna zmarła po kilku miesiącach, wyczerpana. Ale spokojnie, jest nadzieja na wszystko: głos nigdy nie prosił o więcej.

Apprentice Tales, São Paulo: Companhia das Letras, 2012.

Carlos Drummond de Andrade (1902-1987), najbardziej znany ze swojej niezrównanej poezji, był uznanym brazylijskim pisarzem należącym do drugiego pokolenia narodowego modernizmu.

Poza słynnymi wierszami, autor opublikował także kilka dzieł prozatorskich, łączących w sobie kroniki i opowiadania. W jednym z nich, powyżej, znajduje się cienka granica między rzeczywistością a fantastyką Te dwie koncepcje cały czas się mieszają.

Odtwarzając swobodną rozmowę przyjaciół, autorka buduje realistyczną atmosferę. Rozmówczyni opowiada historię kogoś, kogo znała, nadając zeznaniom pewną wiarygodność. W opowieści dziewczyna przechadzała się po cmentarzu i bez zastanowienia zerwała kwiat z grobu.

Od tego momentu zaczęła otrzymywać tajemnicze telefony z błaganiem o zwrot kwiatu. Przez długi czas nie mogła się doczekać, by go zwrócić. nie wierzył w świat duchowy i sądząc, że to tylko żart, podjął kroki na policji.

Kiedy to nie zadziałało, jej rodzina zostawiła kwiaty na wszystkich grobach i zwróciła się o pomoc do spirytysty. Ogarnięta strachem bohaterka historii w końcu zmarła, a telefony ustały, jakby "głos" był usatysfakcjonowany.

Ostatecznie wątpliwości pozostają w bohaterach i czytelnikach opowieści, którzy mogą przypisywać wydarzenia ludzkim działaniom lub siłom nadprzyrodzonym.

Skorzystaj z okazji, aby zobaczyć również :




    Patrick Gray
    Patrick Gray
    Patrick Gray jest pisarzem, badaczem i przedsiębiorcą z pasją do odkrywania skrzyżowania kreatywności, innowacji i ludzkiego potencjału. Jako autor bloga „Kultura geniuszy” pracuje nad rozwikłaniem tajemnic skutecznych zespołów i jednostek, które osiągnęły niezwykłe sukcesy w różnych dziedzinach. Patrick jest także współzałożycielem firmy konsultingowej, która pomaga organizacjom w opracowywaniu innowacyjnych strategii i wspieraniu kreatywnych kultur. Jego prace były prezentowane w wielu publikacjach, w tym w Forbes, Fast Company i Entrepreneur. Mając doświadczenie w psychologii i biznesie, Patrick wnosi do swojego pisarstwa wyjątkową perspektywę, łącząc spostrzeżenia oparte na nauce z praktycznymi radami dla czytelników, którzy chcą uwolnić swój potencjał i stworzyć bardziej innowacyjny świat.